(По мотиву стихотворения Чеслава Милоша)
Нет, Вероника, в повести моей
Бахвальства поэтической карьеры:
Не требуй совершенства от людей,
От тех в ком нет надёжности и веры.
Не однозначен мир:
В прозрачности подчас
Невежество холодное таится.
Вот жили Гриша, Афанасий среди нас -
Кто помнит ныне их живые лица?
Всё может просто?
Линия судьбы,
Хотя ветвится - в памяти прямая,
И Слово нас спасает от беды,
Когда теплится в нём душа живая.
Но коли грешен верностью навет -
Ищи такой, в котором правды нет.
И пусть благую весть несет мудрец,
Святой в соборе, ангел во плоти –
Их выслушай, но верой, наконец,
Святою верою себя обогати.
Нас, Вероника, поглощает быт,
Хотя мы смертны – золото важней,
В плену вещей - Иерусалим забыт
За пустословием и за тарелкой щей.
Но в каждом жив его прекрасный час,
Когда мы, воспаряя над судьбой,
Отбросим всё, что крепко держит нас
В юдоли, в чем-то горькой и земной
Где запах мяса, соус на столе,
И смех сквозь слёзы в клоунском «Але!».
А правда, Вероника, верно в том,
Что наши души все - пред Ним равны.
В любви божественной, в невежестве своем
Перетекаю «Я» в пространство «Мы».
«Хотя ты чернь, но все же свет земной!» -
Нам эту истину Всевышний возвестил,
И яркий нимб над нашей головой
Надеждой, верою, любовью осветил.
Я принимаю, Вероника, суть,
Всего того, что мне изрёк мой Бог,
Но как же быть тому,
Кто ложный выбрал путь,
Кто слов любви произнести не смог?
И может быть спасенье наше в том,
Когда боготворить мы станем твердь
Святой молитвою, завещанной Отцом,
Тем самым попирая смертью смерть?
OBRZĘD
Ależ tak, Bereniko. Nie tyle więcej spokoju,
Co pobłażania dla siebie i innych.
Nie wymagać od ludzi
Zalet, dla których nie są stworzeni:
Harmonii rozumowań, wierzeń ze sobą
Niesprzecznych, zgody
Pomiędzy uczynkami i wiarą, pewności.
Zdawałoby się przezroczyści, że widać na wylot,
A tam ciemne, kłębiące się moce.
Myślę teraz o Jerzym, Atanazym, Kasi,
O których nikt nie opowie aż do sądnego dnia.
Jakież tam komplikacje! Linia losu
Rozdziela się, kłębiące się moce.
Ale zostaje jedna w ludzkiej pamięci.
Słowa raz wymówione są im przypisane,
Choć nie przyznaliby się do nich.
I kiedy nawet chcieli przekazać świadectwo,
Nie wynikało nic z tego, bo gdzie im do prawdy.
Tacy tedy klękamy w naszym kościele,
Pośród klumn zwieńczonych złotym akantem
I strojnych aniołów, których cienkie trąbki
Obwieszczają za dużą dla nas wieść.
Uwaga nasza krótka, mówi Berenika.
Moja myśl wraca, liturgi na przekór,
Do lustra, łóżka telefonu, kuchni,
Niezdolna unieść miasta Jeruzalem
Sprzed dwóch tysięcy lat, i krwi na krzyżu.
Jednak szybujemy, chociaż obciążeni
Zapachem sosów, krzykami z wąskich uliczek,
Widokiem połci mięsa w sklepach rzeźniczych,
Wzbijając się nad ołtarz, kościół, miasto,
Obiegając wirującą ziemię.
I oni, nasi bliźni, oni, Bereniko,
W tej samej ławce obok, ich świadomość,
Moja świadomość. Oto tajemnica
Niemal miłosnej przemiany mojego ,,ja” w ,,my”.
,,Jesteście solą ziemi, jesteście światłem ziemi” -
Powiedział i przyzywał nas do swojej chwały,
Zwycięzca niepoddanych nikomu praw światła.
Wiem, że przyzywał-mówi Berenika.
Ale co z wątpiącymi? Czy dają świadectwo,
Kiedy milczą z miłości do Jego imienia?
A może my zaczniemy adorować kamień,
Zwyczajny polny kamień, samo jego Bycie,
I odprawimy modły, nie otwierając ust?