(По мотивам произведений Чеслава Милоша и Михаила Матусовского)
Юность твоя злополучною кажется.
Бег из провинции в город манящий,
Шумно трамваи пыльные катятся
Мимо отверженных, бога молящих
У ресторана, который весь светится,
Золотом блещет, богатых впуская.
Всё здесь заманчиво!
Жаждется, вертится
Непостижимая жизнь дорогая.
Провинциальность твоя обнажается
Куцей одёжкою, стрижкой дворовою.
Кто б успокоил:
- Здесь - всё покупается!
Ты же - красивый, ловкий, здоровый.
Станешь ли черною завистью маяться
Зря истязая себя укоризною,
Тенора встретив?
Ему бы покаяться
В страхе душевном пред близкою тризною.
Рыжую, помнишь? Подруженька жаркая!
Ты так страдал от её невнимания.
Глянь, не она ли та кукла вульгарная
Полураздета у красного здания?
Шляпы в руках, кринолины роскошные,
Лица господ внешним лоском прикрытые…
Где это всё?
Времена запорошили
Снами тревожными дни позабытые.
Дом, тот в который войти не отважился,
Рухнул. Вывозится мусор строительный.
Ты – знаменит, можешь вдоволь куражиться,
Но понимаешь, что тон твой язвительный,
И, растворяясь туманом во времени,
Дерзость проступков оценишь беспечностью.
Жизнь – лишь мгновенье без роду и племени,
Легкость волны, принимаемой вечностью.
Были вопросы – ответы не найдены
В книгах, тобою когда-то изученных,
А на душе не рубцуются ссадины
Детских обид ненароком полученных,
Нету столиц, где ты гостем непрошенным,
Но поднимая бокалы искристые,
Вспомнишь, как в юности сад запорошили
Белой метелью хлопья пушистые.
MŁODOŚĆ
Twoja nieszczęśliwa i głupia młodość.
Twoje przybycie z prowincji do miasta.
Zapotniałe szyby tramwajów, ruchliwa nędza w tłumie.
Przerażenie kiedy wszedłeś do lokalu, który dla ciebie za drogi.
Ale wszystko za drogie. Za wysokie.
Ci tutaj muszą spostrzec twoje nieobycie
I niemodne ubranie i niezgrabność.
Nie było nikogo, kto by przy tobie stanął i powiedział:
- Jesteś ładnym chłopcem,
Jesteś silny i zdrów,
Twoje nieszczęścia są urojone.
Nie zazdrościłbyś tenorowi w palcie z wielbłądziej wełny,
Gdybyś znał jego strach i wiedział, jak zginie.
Ruda, z powodu której przeżywasz męki,
Tak wydaje ci się piękna, jest lalką w ogniu,
Nie rozumiesz, co krzyczy ustami pajaca.
Kształt kapeluszy, krój Bukiem, twarze w lustrach
Będziesz pamiętać niejasno, jak coś co było dawno
Albo zostaje ze snu.
Dom, do którego zbliżasz się z drżeniem,
Apartament, który ciebie olśniewa,
Patrz, na tym miejscu dźwigi uprzątają gruz.
Ty z kolei będziesz mieć, posiadać, zabezpieczać,
Mogąc wreszcie być dumny, kiedy nie ma z czego.
Spełnią się twoje życzenia, obrócisz się wtedy
Ku czasowi utkanemu z dymu i mgły.
Ku mieniącej się tkaninie jednodniowych żywotów,
Która faluje, wznosi się i opada jak niezmienne morze.
Książki, które czytałeś, nie będą więcej potrzebne,
Szukałeś odpowiedzi, żyłeś bez odpowiedzi.
Będziesz iść ulicami jarzących się stolic południa
Przywrócony twoim początkom, widząc w zachwyceniu
Biel ogrodu, kiedy w nocy spadł pierwszy śnieg.